Odkąd pamiętam w każdym domu czy mieszkaniu, do którego wprowadzaliśmy się za moich lat młodzieńczych tata urządzał w pokoju dziennym godne miejsce ekspozycji dla naszych okazałych zbiorów książkowych. Kończyło się to zwykle na zajęciu przez szacowne papierowe towarzystwo powierzchni całej ściany i było dla mnie najbardziej kojącym i "domowym" widokiem jaki zachowałam w pamięci. Kiedy przyszła pora na urządzanie swoich czterech kątów jednym z największych priorytetów było zagospodarowanie kawałka przestrzeni na własne zbiory, jeszcze skromne ale o statusie rozwojowym. Długi czas biedne woluminy gnieździły się w kartonach zanim udało mi się podjąć decyzję o kształcie regałów, które teraz stały się największą ozdobą przestrzeni dziennej. Były robione na zamówienie, ważą chyba trzy tony (a z zawartością pewnie pięć) ale dają dokładnie ten efekt, o który mi chodziło. I kiedy wracam do domu zmęczona, bez energii i siły na cokolwiek wystarczy jedno spojrzenie w stronę mojej "ściany książek" żeby poczuć się jak u siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz